Zahaśłi apošnija kosy karotkaj majovaj zary. I čystyja zory, jak rosy, jak ślozy, zaźziałi ŭhary. Rastajałi lohkija chmary, i stałasia nieba – biaz dna. Spaviŭšy imhłoju abšary, tam noč panavała adna. Akryŭšysia chustkaj tumanaŭ, stupiła jana na ziamlu, nad śvietam, pasnułym da rana, raskinuła ŭładu svaju: splała siniavatyja ścieni miž ciomnych klanovych kamloŭ, i miesiaca kosy-pramieńni sypnuła u ciemru paloŭ. Zbudziła znoŭ nočnyja zmovy, šept-šelech hustoje travy, ŭźniała z žabim choram razmovy, zapłakała ŭ płačy savy. Da serca ludskoha pavołi vužakaj śłizkoj padpaŭzła, staryja, zabytyja bołi z pradońnia uznoŭ uźniała. Zbudziła ŭ adnych, nie inačaj, jak važkaj kranuŭšy rukoj, najhoršaje piekła raspačy, a ŭ inšych – dziŭny supakoj.
1925, Chełmna.
|
|