Tak niejak zbrydła mnie usio. Žyćcio daŭno ŭ žałobnaj ramie. Staptany mroj sivy drasion, tre začyniać, zdajecca, kramu. Ni novych tem, ni słoŭ niama, usio absmoktana, by kostka. Chto ž dniom asieńnim pierajmać pamknie biel jabłynnych pialostkaŭ? Chto z šeraj siviernaj imhły natkać patrapić jasnych tonaŭ? Chto pieraŭje suchi pałyn na šoŭk viasny, miakki j zialony? Badaj u kažnaha ŭ hrudzioch trymcić asinavaje serca. Nia čuje śviet z tryvohi noh, ci ž da aktaŭ jamu, da tercyn? Śpiavaj sabie, jak sałaviej, – na radaść pieśni nie spatrebiš. Pahardaj siańnia dorać vierš: ź jaho ž nia vymieš bułki chleba, nie zataŭčeš im i kućci, nia viernieš tych, kaho nia stała. Skroź nudna, šera u žyćci, navin tak šmat – i hetak mała! Dyk choć haryć łiścio asin čyrvonym społacham naŭkoła, siniejuć palcy, i ŭ dušy taki asieńni, zołki choład...
1943, Miensk.
|
|