Lublu ja letucieć, kałi ruka čyjaści staŭlaje praśnicy z kudzielaju sivoj i pačynaje nitki daždžavyja praści nad hałavoj. Niama kanca daždžu, ni hudu vieracionaŭ. Vijecca ź pieśniaj nić na špulu, na dušu, i śnicca mnie, što zvonić naš sasońnik u sercy i ŭvuššu... Što ŭ zasieniach sason suzoryć son łiłovy, žyvicaj płačuć z radaści kamłi, i novych pieśniaŭ stroj u holłi viecier łović, strasajučy z krylla zialony pył dałin. Kachałi j vy, jak ja, staryja našy puščy, vichrami ŭśpienieny, šumłivy akijan. Ci horki sum pa ich tut vašych duš nia sušyć? Bałić maja... Błakitnaja, dalokaja Radzima, kałiś – štodzionny chleb, a siańnia – tolki son, my vierniemsia, čakaj, chaj chvorymi, starymi, A vierniemsia! Tak daj nam, Kon!
1945, Rehiensburh.
|
|