Žmieni, poŭnyja nakvieci u kaštanaŭ, jaje poŭna ŭvačču ludziej. I ŭsie hetak viasioła biahuć, nie prystanuć, ci ščaśłivy tut chto, ci nie. Jon staić... Srebny. Viełičny. I dzivosny. Najdziŭniejšy mo ŭ śviecie uźlot. Dzieści dole huduć, jak u niepahadź sosny, płoščy, bruki, natoŭp. Mknie niastrymna natoŭp, chaj zapluščacca viežy, chaj ahłuchnuć na zołku placy. Jon staić, skłaŭšy kryły, i dzieś na ŭźbiarežžy sočyć pieršy pramień załaty... Upiłisia u daleč, ledź bačnuju, vočy: miesty j miesty... sivy akijan... Što jamu da natoŭpaŭ, da ŭśmiešak dziavočych? Dalačyń ci ž na ich pamianiać? Chaj kalečać harby noškaj važkaj muraški, chaj abłytvajuć vobmackam śviet, chaj rypiać hrudzi miesta chrypłiva i ciažka – bolem ich nie jamu ž utravieć! Najbujniejšyja ślozy ludskija nia varty najdrabniejšych u prodani zor! Iź ziamloj jon navažyŭ parvać nie na žarty, jon u siniu ŭźlacieć daŭ zarok! Dy zakutaje ŭ stal i u kamień kareńnie mocnaj volaj natoŭpu unizje. I haryć dzida srebnaja hnievam, i pienić chmaraŭ vieśnich niastresieny śnieh.
1964
|
|