Napačatku tolki pradčuvańnie – mroi letuciennaje kryło, I jašče daloka da rasstańnia. I jašče sustrečy nie było. Pieršy doždž nadzvyčaj bajaźłiva łakiruje dachi i słupy, jon, jak chłopčyk, radasna ščaśłivy, i, jak poŭnia dośvitkam, ślapy. A paśla prychodzić adzinota, ščaścia nienadziejnaha vianok, jak ratuje ŭ čas taki rabota i adziny kłopat moj – synok! Doždž druhi bahaty, sakavity, padstaŭlaj dałoni, pi nahbom, tolki praryvaje ŭsie arbity serca niespatolenaha hrom. U lusterka hlanieš – paškaduješ! Ach, jakija ŭspomniš ty hady! Niečakana z bolem pryraŭnuješ niekaha da słova «małady». Treci doždž abłožysty, panury, viečnaści zahadkavy pramień. Jon jak pieśnia, pieśnia na chaŭturach, jon jak doŭhi, nieadstupny cień.
|
|