Nie suciešać nijakija słovy tam, dzie koškaj nudota skrabie, pačynajucca knihi z pradmovy, a maja adzinota – ź ciabie. Satanieje ź niavyłitaj młości razhustaja pavodka travy, zaviazałasia zaviaź lubości, – raźviazałasia paščaj dryhvy. Što ni dzień, dyk na dziva pahožy, staranoj pralacieŭ hradaboj, mnoha jość maładych i pryhožych, što ž pakutuju ŭ zhubu taboj?! Nie prymańvaju zyrkaściu brošak, dastatkova ŭ pahladzie śviatła, i duša vyłivajecca ŭ poščak, ad jakoha zharaju datła. I, zdajecca, niama vinavatych, i nia zdradžvałi, byccam, ni ŭ čym... Tolki ciažka viartacca da chaty, tolki strašna adnoj unačy. Dzie ty? Z kim ty? Chiba nia ŭsio roŭna. Kuryš mnoha? Smakuješ vino? Vypłyvaje z abłokaŭ spakojna maładzik i hladzić u akno. Da šalenstva tupy, vyhinasty, niemahčyma pry hetkim abniać! Dyk nia bisia ty, serca, tak časta... Treba kłaścisia spać... Treba spać!
|
|