Natrasi mnie jabłykaŭ, mama, z toj maładoj jabłyni, što raście ŭ našym sadzie šostaja ad darohi. Čystyja maje łisty. Maje mary i žadańni. Byccam sad na skryžavańni, Niečakany i husty. Ja błukaŭ, maja mama, pa aśniežanych dalach paŭnočnych, dzie nia bačyŭ ni jabłyń, a časam ni navat daroh, i načami mnie śniłisia ranki nad rečkaj Hiarviatkaj i ŭ vosieńskim sadzie, maładym našym sadzie, bavaŭnianyja, ciopłyja, by małako, tumany. I ŭtrapiona, u ździŭleńni Ja hladzieŭ za dalahlad: Na pažaryščach, kamieńniach, Skul tam sad?! Mnie ščaku kazytałi hałinki toj jabłyni, mama, i ŭ dałoń maju – rosny! – padaŭ jabłyk – prazrysty da samych ziarniat! Ja ščaśłivy byŭ, mama! Ja działiŭsia ź siabrami im, mama! Ja dahetul nia viedaŭ, što ź siabrami działicca možna tak uspaminami, kab chrumściełi, jak jabłyk, jany. Z čatyroch kancoŭ Ziamłi, Z čatyroch daroh suśvietu Ja viartaŭsia ŭ śvietły hety Sad, jak jabłyni ćviłi. A štodzień na ziamłi my nialohkaj zajmałisia spravaj, i – daloka – u kožnaha byŭ svoj sad, byŭ svoj les ci raka, i ŭ kožnaha – mama, a ŭ kaho j nie było ŭžo mamy, – usio roŭna, zdavałasia, mama žyła jašče, mama była. A paśla Z krajoŭ, dzie Miekku, Nierazumny, ja šukaŭ, Ja viartaŭsia... Čałavieka Ja u sadzie sustrakaŭ. Ludzi drevam padobnyja. Tym, što ludzi i drevy śmiarotnyja, a hałoŭnaje, tym, što kareńni – u rodnaj naviečna ziamłi! Ludzi – ptuškam i rybam, drevy – k vietkam i travam padobnyja, my, žyvyja, padobnyja – usiamu, što žyło i žyvie. I pytaŭ ja Čałavieka: – Chto taki ty? Chto taki? Što, skažy, my ŭsie spradvieku? Moža, my – vartaŭniki? I – adzinaje siemia, što ź biazdońnia viakoŭ prarastaje: ludzi, drevy i kvietki, ptuški, ryby, źviary, – my – splacieńniem kareńniaŭ, namahańniami ruk, namahańniami krył, płaŭnikoŭ i hałin, učapiŭšysia ŭ nieba, nad ciemraj i śmierciu trymajem Ziamlu! I jak naša apraŭdańnie, I jak naša prava žyć, Na suśvietnych skryžavańniach, Na pustelnych skryžavańniach – Sad šumić!
|
|