Čaćviorty tydzień ciešycca zaleva, niaspynny doždž abrynuŭsia biadoj. Vady nahnała siońnia pa kalena, a zaŭtra chaty sčeznuć pad vadoj. Rychtujuć łodki i płyty źbivajuć maŭkłivyja zdavion palešuki, a pobač chvałi morskija hulajuć, raŭniajuć z akijanam raŭčuki. Dy honić preč, na vyhan ix zaleva, dy kocić u biaźłitasnaj krasie, kudy ni hlań – vada! – bulkoča źleva i sprava chvałi šumnyja niasie. Zryvaje, vykarčoŭvaje prysady raźjušany i złosny vadaspad, płyvuć stahi, płyvuć za dalahlady, i niemahčyma ix viarnuć nazad. Kudy ž vy, rek tutejšych vartavyja, pakłon jakim niasiecie bieraham? – Słupy, jak paralelnyja pramyja, płyty, niby punkciry telehram. I ŭsio čaściej u pozirku nudota, i ŭsio maćniej niaŭścišny homan chval, nibyta kocić mora Hieradota z hłybiniaŭ času svoj dzieviaty vał.
|
|