Vypadkova mašynu spyniła... I zirnuła tudy z-pad ruki, dzie firanka pad koler čarniła, niby vieršaŭ maich radki. Pad nahami patreskvaje hravij, poŭnia ściele ściažynku-biel... Tak, napeŭna, ŭ čužuju havań zapłyvaje čužy karabiel. Tak, napeŭna, sychodzić na prystań z trapa znudžany moram marak, dy śviatło za firankaj prazrystaj, jak padmanna pryzyŭny majak... Pad aknom Vašym jasień taniutki budzie poŭniu hajdać u łiści i błakitnyja kvietki aniutki buduć sumam maim ćviści. Budzie jasień śpiavać kałychanku biełaj poŭni pra bierah čužy, až pakul nie ŭstryvožać firanku hamanoju svajoju stryžy. Vy adkryjcie jaje, adnavieście! – Niby z mora ŭpłyvie chaładok, i praniźłivy – Vašaj niavieście – karabla raźvitalny hudok! Niepatrebna čužaja mnie prystań! Nie prymaju jaje anijak! Za śvitalnaju dallu ahnistaj mnie mirhaje inakšy majak. Tam, daloka, taksama taniutki budzie jasień la chaty raści, i ziamłi biełaruskaj aniutki buduć Vam i štoleta ćviści.
|
|