My pryjšłi siudy z vuzkich zahonaŭ, razzałočanych miatłicaj i zvancom, z-pad niabiosaŭ sinich i pradonnych, ad narodam składzienych kancon. Dzie ž u śviecie rojnym i šumłivym, miž viankami iskrystymi zor, jość takija jšče, jak našy, nivy, jość takaja ciša i prastor? Dzie jašče źničom čyrvonym pałanieje hetak holle vosieńskaje łip? Dzie takija sinija zaviei mknuć navypieradki ŭviesnu paŭz pałi? Dzie prad abrazom niabiosaŭ śvietłym nočy palać stolki zornych śvieč, dzie, dzie ž hetki voś ščaśłivy j vietły, jak u nas, być moža čałaviek? Tolki ŭspomniš heta ŭsio – i pałić, ciśnie serca niešta, nie sahnać. I błakitnym ładanam udaleč najščyrejšaja płyvie tuha... Dy niachaj sivy pałyn na miežach siańnia zvonić pa tabie, moj kraj, znoŭ čaromchavym pachučym śnieham kon ciabie asyple, pačakaj! Znoŭku ŭspychnuć napiarejmy vietram, nad paletkami tvaimi pieśni žniej, i daloka, za sivyja nietry, ty svoj smutak cierpki pražanieš!
1945, Berłin.
|
|