Na kurosnach siełi na zachodzie chmary, chodzić žoŭty viecier, chodzić pa imšary, źnizvaje na nitku kropłi žuravin... Pachadziŭ by, viecier, ty valej pa połi, naźbiraŭ by jahad sakavitych bolej – poŭnyja dałoni ludskaje kryvi... Oj, kipić tam praca, až daješsia dzivu! Ŭzdoŭž i ŭšyr snarady baranujuć nivu, tanki prybivajuć, baraźniać – štychi. Ŭ pył ziamłi niasytaj spraŭna, sprytna, ŭmieła siejuć, siejuć ziernie – maładyja cieły, spadziajucca plonu – kałasoŭ važkich. Drobny doždž asieńni ŭsmak ziamlu napoić... Prarastuć ziarniaty čornaju tuhoju na šyrokim połi, u ludskoj dušy. Nie nakormiać žytniaj łustaju sirotaŭ, nie zahojać ranaŭ lekami, piaščotaj, nie patrapiać vočy matak asušyć... Na kurosnach siełi na zachodzie chmary... Raspačać, žachacca, narakać, platkaryć – nie paetaŭ sprava, nie piaśniarski ton. Chaj i ruń uzydzie, chaj i plon daśpieje, – budziem vieršam łatać prorazi padziejaŭ, spatykać spakojna kažny novy skon.
1941, Miensk.
|
|